W pewnej minucie pomyślałam, że napiszę ciąg dalszy mojego opowiadania, który opublikowałam w poprzednim poście.
Mam nadzieje, że będzie się dobrze czytać :P
"-Dzień
dobry!! - Powiedziała Eli z drugiego końca chodnika do pani Smarty.
-A dzień dobry
kochanie -rzekła staruszka -
Jak się trzymasz po takiej tragedii??-Spytała zmartwiona.
-Jakoś
się trzymam… bardzo mi brakuje rodziny…- odpowiedziała Eli smutna, lecz w jej
głosie brzmiało coś dziwnego..Powiedziała to tak jakby w ogóle nie było by jej
szkoda rodziców i młodszej siostry.-Przepraszam, ale spieszę się. Do widzenia-
rzuciła i weszła w bramę swojego domu.
Mieszkała tam sama ze starym dziadkiem,
panem Korty. To nie był zwyczajny dom, który się widuje, na co dzień. Na jego
widok każdy chciałby uciec. Duży, masywny, zbudowany z czerwonej cegły. Pnący
się bluszcz zasłonił puste i ciemne okna a frontowe wejście przypominało fasadę
gotyckiego zamku.
Eli skręciła w prawo i
ścieżką prowadzącą na tyły domu poszła do zapuszczonego ogrodu. Trawa i krzewy
nie były przycinane od lat a zeschłe drzewa pozbawione, jakiegokolwiek
ulistnienia prosiły się o ścięcie. Dziewczyna dotarła do starej zardzewiałej
ogrodowej huśtawki, na której bawiła się od małego. Już miała na niej usiąść,
gdy niespodziewanie coś mignęło jej przed oczyma. Wystraszona zaczęła się
rozglądać, lecz niczego nie zauważyła. Uspokojona usadowiła się na huśtawce,
zrobionego ze starego bujanego krzesła, zaczęła się lekko kołysać nucąc
piosenkę, którą mama zawsze jej śpiewała przed snem.
„Dziwny człowiek
wszedł
za nim jeszcze trzech
oczy kryje mrok
błyszczy skóra rąk
Głową niemy gest
rozbiegają się
kurz wiruje w krąg
runął każdy kąt
Czego oni chcą
przecież to mój dom”
Wiatr poruszył
skostniałymi gałęziami a sucha trawa szeleściła w oddali. Eli bez żadnych obaw
dalej się huśtała, gdy nagle usłyszała czyjś głos. To było bardziej chrapanie,
głęboki chrapowaty głos, który przyprawiał o zawał serce. Dziewczynka
natychmiast zeskoczyła i pognała do frotowego wejścia przez zarośnięty ogród.
Otworzyła drzwi wbiegła po schodach do swojego pokoju gdzie schowała się w
kącie. W jej oczyła było widać przerażenie, rozpacz, ból i żal. Cała drżała ze
strachu. Po chwili rozległ się głośny tupot. Do pokoju wszedł pan Korty- był to
starszy miły pan, uwielbiany przez wszystkie dzieci. Szczególnie przez Eli,
ponieważ bardzo dobrze znał jej rodziców. Był z nią od urodzenia.
-Eli, księżniczko, co
się stało? Jesteś cała roztrzęsiona!- Powiedział Jeys, schylając się do
dziewczynki z nadzieją, że zdoła ją wyciągnąć z kąta.- hmm..?? Powiedz mi, co
się wydarzyło takiego strasznego??
-em….- Odgarnęła włosy
z czoła-nic szczególnego..ptak mnie wystraszył- wstała i poprawiła wyprasowaną
spódnice do kolan.-Wrócę się po książki do ogrodu-powiedziała to spokojnie i z
nie chęcią poszła do ogrodu.
Po kolacji wróciła do
swojego ciemnego pokoju. Wnętrze nie było typowe dla 12-nasto letniej
dziewczynki. Ściany koloru czarnego zdobiły różne wycinki z gazet, a reszta
mebli była w stylu gotyckim. Wygodnie usadowiła się w fotelu i zaczęła czytać
książkę. Za oknem można było usłyszeć wycie kojotów oraz sowy, które, co noc
zaczynały swój koncert. Pan Korty jak zawsze zasnąwszy przez żarzącym się
kominkiem, z gazetą w ręku, dawno już zanurzył się w świat snów.
Siedząc samotnie w
pustym i ciemnym pokoju, gdzie słychać było tylko pomrukiwanie dziadka, nagle
usłyszała jakiś szept. Znieruchomiała, serce zaczęło przyspieszać...Poczuła
przypływy ciepła, które dopadało jej ciało....Sparaliżowana siedziała na
biurowym fotelu i wytężała słuch. Minęło jakieś 5 min zanim doszła do wniosku,
że wyobraźnia płata jej tylko figle...Wróciła do czytania książki..Lecz..Coś
nie dawało jej spokoju. Miała dziwne wrażenie, że nie jest w pokoju sama"
^.^