"Sweet dreams are made of this.
Who am I to disagree?
Travel the world and the seven seas.
Everybody's looking for something....."
Niszczy mi mózg Marliyn Manson.....
Ktoś chciał posta, więc go dostał
:d
Dzisiaj chcę opublikować mój
esej, który zajął mi 2 godzinki :P
Mam nadzieje, że po przeczytaniu tego
,zaczniecie doceniać to, co już macie. Miłego czytania ^^
"Gdy myślę o dzieciństwie to..."
"Kiedy myślę o dzieciństwie, to w myślach ukazują mi się buzie,
na których widnieją szerokie uśmiechy z niepełnym uzębieniem spowodowanie
wypadaniem mleczaków.
Większości ludzi na samą myśl o dzieciństwie wspomina pełne
szczęścia, zabawy i przyjaźni chwile oraz kochających rodziców i dziadków. Nie
zawsze tak jest, musimy wiedzieć, że bywają takie rodziny, w których dorośli
nie mogą zapewnić dzieciom tego szczęścia.
Moje wspomnienia na temat dzieciństwa nie są do końca tak
kolorowe, jak inni sobie wyobrażają, zacznę jednak od tej lepszej strony. Kiedy
cofam się w myślach do przeszłości, to widzę małą, ładną, skromną dziewczynkę o
brązowych, krótkich włosach i ślicznych oczkach. Za blokiem, w którym
mieszkałam, znajdował się nieduży plac zabaw. To właśnie tam nauczyłam się
różnych rzeczy od rówieśników i starszych kolegów, poznawałam świat, doznawałam
rozczarowań, radości i gniewu. Najbardziej utkwiło mi w pamięci, gdy wraz z
koleżankami i bratem mojej przyjaciółki, kopaliśmy głęboką dziurę w
piaskownicy. Dużym zaskoczeniem było dla nas to, ze w pewnym momencie ukazała
się woda. Zdziwione buzie zamieniły się w twarze dumne z tego, że odkryliśmy
coś, czego inni nie wiedzieli. Po powrocie do domu od razu pochwaliłam się
babci, która uświadomiła mi, że w miejscu tamtej piaskownicy był kiedyś stawek
z rybami. Wraz z dorastaniem towarzyszyło mi wiele zarówno pozytywnych, jak i
negatywnych uczuć. Dobrze także pamiętam
zabawę w piaskownicy, gdzie z koleżankami bawiłyśmy się w cukiernie. Ta
atmosfera sklepu i sprzedawania, w którym kamyki to pieniądze, była i jest
bezcenna. Moje dzieciństwo było, że tak powiem, spełnione. Pierwszy rower, na
którym nauczyłam się jeździć w 10 min, rolki niosące ze sobą wiele skaleczeń i
upadków oraz coroczny wyjazd z babcią i siostrą Aurelią do Powidza. Mama rzadko z nami tam była, ponieważ
chodziła do pracy, aby nas utrzymać. Na alimenty nie miała, co liczyć. Sprawa
ojca jest bardziej przykra. Miałyśmy „niedzielnego tatę”, co tydzień zabierał
nas do siebie. Nie przepadałyśmy za bardzo za tym, ale nie umiałyśmy się
jeszcze w tedy sprzeciwić.
Teraz nasuwa mi się pytanie, czy dobrze mieć „niedzielnego
ojca”?? Uważam, że w pewnych sytuacjach powinien być cały czas przy nas, a
czasami dla dobra dzieci usunąć się w kąt.
Po pierwsze, w życiu każdego zarówno nastolatka, jak i
dorastającego dziecka powinien być ktoś, kogo mogliby naśladować. Szczególnie u
chłopców taki autorytet jak ojciec jest potrzebny. Nastolatkowe biorą przykład
z niego w przyszłości, nie będą popełniać bez sensownych błędów. Nauczą się
szacunku dla kobiet otoczenia oraz tej dyscypliny, którą narzuca tata.
Z drugiej strony, co zrobić, gdy ojciec jest alkoholikiem,
nałogowcem lub damskim bokserem? W tej sytuacji byłoby lepiej, gdyby ojciec
odszedł. Wiele matek popełnia ten błąd, że każe patrzeć na te wszystkie okrutne
rzeczy swoim dzieciom. Maluchy nie rozróżniają dobra od zła i naśladują to samo,
co robi ich otoczenie.
Z tych rozważań wynika, że bycie „niedzielnym tatą” powinno być
własną, dobrowolną decyzją każdego rodzica.
Dzieciństwo jest kojarzone, jako zdrowe, pełnie szaleństwa
zabaw, lecz nie zawsze tak jest. Rodzice, którzy nie umieją zapewnić swoim
pociechą odpowiedniego życia są dość okrutni. Żadne dziecko nie powinno, wręcz
nie zasługuje na to, aby chodzić w brudnym podartych ubraniach lub iść spać z
pustym brzuszkiem, jednak takie rzeczy się zdarzają. Takim osobom są odbierane
często prawa rodzicielskie, a dzieci trafiają do domu dziecka. W tej chwili
nasuwa mi się kolejne pytanie.
Czy dobrze jest, gdy dziecko trafia do domu dziecka? Uważam,
że umieszczając je tam, zapewnia się maluchom lepsze w pewnym sensie życie.
Po pierwsze, dzieci z
palcówki opiekuńczo-wychowawczej mają zapewnione regularne posiłki i czyste
ubrania. Mają tam normalne życie, obchodzą wszystkie święta, urodziny, zabawy
chodzą do normalnego przedszkola i szkoły. Problem polega na tym, że dorastają
w otoczenia rówieśników a nie dorosłych, każdy z każdego bierze przykład, co wiąże
się często ze złym zachowaniem.
Po drugie, nie zawsze jest tak dobrze, jak się wydaję.
Dzieci w wielu przypadkach chorują na chorobę sierocą, która polega na ciągłym
bujaniu się w przód i w tył. Podam przykład moich kuzynek, które chcąc nie
chcąc, były w domu dziecka. Na pozór były to 6-letnie dziewczynki, lecz pobyt
tam odcisnął swoje piętno. Z młodsza siostrą, Weronika, było więcej problemu
niż ze straszą Magdą. Pamiętam jak ciocia żaliła się, że Wercia budzi się w
nocy przestraszona i zapłakana, jak rano odkrywała mokre prześcieradło. Z
pewnością powodem była zmiana miejsca, strach przed powrotem do domu dziecka.
Takie dzieci nie mają całkowitego zaufania do rodziny zastępczej.
Tak więc uważam, ze dom dziecka jest nie zawsze dobrym rozwiązaniem.
Niektórzy cieszą się, że tam byli, a niektóre osoby wprost przeciwnie.
Dzieciństwo to nie zawsze szczęście, kłopoty, brak zaufania,
lecz także choroba. Często maluchom towarzyszy nieuleczalna choroba, wrodzona
jak i tymczasowa. Przykładem jest książka, Jodi Picoult pt.”Krucha jak lód”.
Opisuje ona rodzinie, w której na świat przychodzi mała Willow ze siedmioma
złamaniami kości. Cierpi na chorobę OI, czyli wrodzona łamliwość kości. Ta
dziewczyna w dosłownym znaczeniu jest krucha jak lód. Wystarczy niegroźny dla
innych upadek, a ona już ma złamaną jakąś kość. Opisuje także zmartwienia
rodziców o bezpieczeństwo małej, trudne decyzje związane z usunięcia ciąży czy
zakazu reanimacji w poważnych przypadkach. Takie dzieciństwo nie jest
spełnieniem marzeń żadnego dziecka, lecz uczy ono samodzielności oraz
wytrwałości. Willow do końca życia będzie się borykała ze złamaniami, ale
dzieciństwo, jakie miała nauczyło ja wiele potrzebnych rzeczy. Podam następny
przykład, który strasznie utkwił mi w pamięci. Jakiś czas temu oglądałam
program dokumentalny o trzech głuchoniemych bliźniaczkach. Nie słyszały ani nie
widziała, lecz codzienna praca ze strony matki i lekarzy daje nadzieje na
samodzielne wykonywanie podstawowych czynności. Ich matka sama wychowuje
dziewczynki, ponieważ ojciec od nich odszedł. Poznała mężczyznę, który
zaopiekował się.
Z moimi rodzicami było podobnie, matka opuszczona przez
swojego męża znalazła kogoś, kto przygarnął i pokochał nas. Dla dziecka takiego
jak ja było to szok. Z jeden strony złość, na ojczyma za to, że zabrał nas od
ukochanego miejsca, przyjaciół, rodziny. Z drugiej strony dał nam nadzieję na
nowe, lepsze życie z mama, taką, siostrami i domem. Dużo czasu zajęło mi na
oswojenie się z nową rzeczywistością. Dla wielu dzieci i nastolatków ta sytuacja
byłaby tak samo trudna. Dzięki takim doświadczeniom, która opisałam trzeba
doceniać swoje dzieciństwo, życie oraz przeznaczenia. Pomyślmy nad taką
sytuacją, gdzie wiek dziecięcy byłby zupełnie beztroski, dziecko miałoby
wszystko, czego zapragnie, bez żadnych obowiązków. Przyszłym życiu być może nie
poradziłby sobie, ponieważ oczekiwałby, że ktoś za niego coś zrobi. Tak, więc
czasem należy dziecko usamodzielnić, dać jakieś obowiązki, żeby nauczył się, że
trzeba liczyć na siebie a nie na innych."
Parę fotek z młodzieńczych latek ^^ (moich fotek)
;p